"Miałem to napisać tydzień temu ale piszę dziś" parafrazując Smarkiego.
Wyjazd do Warszawy obfitował w przeróżne śmieszne wydarzenia, grunt, że pozytywne.
Podróż do stolicy nie należy w ogóle do najprzyjemniejszych. Albo tłuczesz się w zasmrodzonym PKP 9 godzin albo też wybierasz PKS i tłuczesz się 9,5 godziny (chyba, że masz prawo jazdy + auto - wtedy tłuczesz się na własną rękę znakomitymi polskimi drogami). Ja wybieram PKS ze względu na komfort. Ponieważ spać w takich miejscach nie potrafię, musiałem się jakoś ratować zestawem empetrójek (slo mo bangery i mix jacquesa renaulta represent !!!) i tak jakoś dotrwałem do rana (co innego moja Agnieszka, która spokojnie spała mi na kolanach i obudziła się w 100 % wypoczęta).
Jakoś koło 8 rano w piątek dotarliśmy do Mikołaja alias DJ Niko, który w swej niezgłębionej dobroci zgodził się nas ugościć. Po odespaniu trudów podróży ruszyliśmy na podbój stolycy czyli wizyta w Arkadii, szybki shopping, spotkanie z serdecznym przyjacielem Jarkiem Funkoffem, szybki transfer na Chmielną do sklepu SideOne, gdzie spędzilismy nieco czasu. Mi zajawka kolekcjonerska przeszła dawno temu ale miło patrzeć, że jeszcze komuś digging sprawia taką frajdę. Ciekawostką było spotkanie w ww. sklepie legendarnego 600V , który to kupił tonę winyli a towarzyszyła mu jakaś skośnooka piękność w dość młodym (ekhem) wieku nawołująca "Sebek, Sebek". Szkoda, że nie miałem aparatu !!! Następnie skosztowaliśmy pysznych ciepłych pączków (też z Chmielnej) po przystępnej cenie. Polecam szczególnie te z masą orzechową. Na koniec Funkoff zabrał nas na dobrą szamę do baru Asia-Tasty w Hali Mirowskiej. Smacznie i cenowo też spoko. Zamówiłem o ile kojarzę kurczaka w cieście kokosowym i to był trafny wybór.
Po krótkim odpoczynku w domowych pieleszach i prezentacji miliona płyt dokonanej przez Niko ruszyliśmy na imprezę do
Powiększenia. Fajny klub, dobre nagłośnienie, masa ludzi, świetny klimat, euforia na parkiecie. Co do setów do były one na pewno tradycyjne (oczyiście w stosunku do tego co nastąpiło następnego dnia) - sporo funku, soulu, taneczego jazzu, latino itp. Wszyscy grający wypadli kapitalnie z naciskiem na set
J-Sona, który mnie kompletnie zaskoczył, bo słyszałem, że Rafał jest raczej specjalistą od połamańców a zaserwował soczystą disco miksturę z zaskakującymi akcentami (Talking Heads, M.I.A. w remiksie DFA) co smakowało wyjątkowo wybornie tego wieczora. Z rzeczy pozamuzycznych - zobaczyć Boma na bramce - bezcenne !! Chinka wymiotująca na ochroniarza (który na dodatek tego nie spostrzegł) - bezcenne!! Poza tym poznać/spotkać się znowu z masą znajomych z Diggin (i nie tylko) a więc oprócz ww. to na pewno Mr Jelly, Bagietka, Phoebes, Niubycz, Piękni Chłopcy, Mazek, DJ Pozytyw, Olo. Może o kimś zapomniałem albo ktoś mi się przedstawiał i wyleciało mi z głowy. Z tej nocy zapamiętam na pewno wiśniówkę zrobioną z Niko w parku do akompaniamentu mp3 hitów puszczanych z Nokii, panią w Subwayu, która kazała mi zapłacić za dolewkę kwotę 1zł, dobre gibony kręcone przez Olgierda (szacunek!) , Latynoskę, która podbiła do nas na scenę z dyskretnym pytaniem "
Do you know where I can buy marijuana?" oraz Jarka, który zasnął pod ekranem z hasłem "Ja będę słuchał muzyki" na ustach oraz moją wędrówkę po rannej Warszawie sprokurowaną przez Boma; otóż Bom wyjaśnił mi dokładnie jak mam dotrzeć na Muranów a skończyło się na tym, że dotarłszy na Matro Ratusz krążyłem bezsensownie tam i z powrotem po czym zasnąłem na chwilę na schodach (warszawska colenda to the fullest). Wiem, że była 7.30 jak się ocknąłem i wtedy jakoś bez szczególnych problemów dotarłem na przystanek i w rezultacie na Muranów. Spałem do 13. Obudziłem się z potwornym bólem głowy, na który remedium był zestaw: ketanol + ciepła kąpiel + ciepły posiłek. Po tym czułem się
jak nowonarodzony (dziękuję szanownym gospodarzom za przywrócenie mnie do życia).
Sobota upłynęła pod znakiem wideoklipów (a może coś pokiełbasiłem?) np.
Zed Bias czy też szalonych Holendrów z
The Opposites oraz potężnej dawki świeżej/starej muzyki, którą ugościł mnie gospodarz Mikołaj. I chwała mu za to!!! Z ciekawszych momentów tego dnia (o ile czegoś znów nie pokręciłem, bo może to było jednak w piątek) wspominam wizytę u Jarka, gdzie mocno zrelaxowani (hahaha) słuchaliśmy
takich hitów i
takich też. Pokręciliśmy się trochę z Agnieszką po Złotych (znalazłem m.in. tiszert RUN DMC ale w dziale chłopięcym w który niestety się nie zmieściłem ;-(
Na sobotnią imprezę w klubie Kamieniołomy dotarliśmy koło 22. Okazało się, że lokal mieści się koło fejmowej restauracji pani Gessler, najs. My koło niego z całym disrespektem smażyliśmy grube dżisy. Tej nocy grał
Niko (szkoda że tak wcześnie, hitem seta był niewątpliwie
Willin oraz
Touch My Horn) , następnie przykurwił
Mentalcut (pierwszy raz widziałem go w akcji i wrażenia są nad wyraz pozytywne, z seta najbardziej zapamiętałem oczywiście
Pon Di Floor no i Bonkers) , potem do akcji wkroczył
BARTO (set taki sobie ale ten pierdolony
hit pozamiatał), zmienili go
Slam Dunk (grali zgodnie z hasłem "mocniej, szybciej,prędzej,więcej" która to formuła nie odpowiada mi do końca, ponieważ lubię bardziej zróżnicowane i wysmakowane granie), potem z kolei zagrał
Invent (Koszalin Reprezent), który rozpieprzył (jak zwykle skillsami, techniką i sztuczkami) - ewidentnie jego show był hitem wieczoru a sam bohater zebrał sporą liczbę propsów oraz ochów i achów (Michał ty narcyzie !!!). Po nim stery przejął
Teskko i zagrał też fajnie. Na koniec gramofony ogarniał
Buszek ale już byłem wtedy wypompowany i zmyłem się z Mikołajem do domu. Jeśli chodzi o towarzyskie i okołomuzyczne aspekty wieczora to na pewno miło było poznać czytelników bloga (Jakub, Monika i szalony Stanisław, który swoją zaiste barwną postacią mocno podrasował ten wieczór, miło też było pogadać z Michasiem, wypić piwo z Buszkiem, nawinąć z
Jickiem Maggerem z Out Of Tune i innymi w wąskim przesmyku za konsoletą, który to służył za garderobę i palarnię (heh) , pogadać z Mentalem, Mateuszem ze Slamdanków (pozdro!!!), przybić piątki z setką osób i nad ranem pogadać o życiu z Niko mijając
klub Cynamon (polecam przeczytać opinie z tego portalu ;-) i słuchając "Czy ciemno czy jasno" dobiegającego z jakiegoś fajansiarskiego lounge baru.
Dotarliśmy koło 5 do domu. Zanim się rozkręciliśmy było już południe a więc wybraliśmy się wszyscy z Miśkiem (fantastycznym psem gospodarzy) na Starówkę, gdzie dane nam było spotkać "prawdziwego" Powstańca, który opowiadał nam, że zjadł podczas Powstania swojego psa Astrę i pytał się czy Mikołaj ma na Muranowie widną kuchnię. Teksty dnia.
O 23 mieliśmy PKS powrotny, na który dostaliśmy się dzięki sprytowi mojej Agnieszki (brawo!), minusem tym razem był absolutny brak klimatyzacji oraz siedząca za nami para z minipieskiem (sic!) żwawo i głośno komentująca bez żenady wszystko co się dookoła działo ("czemu ci ludzie śpią?" ) albo bez obciachu używająca telefonu (była północ for fuck's sake!!!).
Zdjęcia dzięki uprzejmości J-Sona, bloga
Bulaparty, oraz Jakuba & Moniki. Serdecznie pozdrawiam!!!
A teraz zdjęcia.
zdjęcie grupowe J-son dostaje piątkę od krasnala z Władcy PierścieniPump up the volume!!!!Olo i ja w pozie a la Hare KrisznaCookie, J-Son i Bom The OrganizatorHm, a tej płyty nie znam..."Powiększenie" widziane z zewnątrzBrowar Łomża za dychę ??? WTF ???Piękny za deckami, w tle Mr Jelly Szaleństwo na densflorzePiękni Chłopcy grający piękne piosenkiSobota: król wieczoru Invent z Templerem aka WeeKidKról parkietu , kto mnie tak nazwał (tutaj przypis - sądziłem, że jeśli pokażę się w tej koszulce z Threadless to zrobię łał a był FAIL, bo pojawił się gość w identycznej)Uderz w puchara razem z nami - od lewej rozmazany Mental, moja skromna osoba, Buszek i zasłonięty tajemiczą ręką TeskkoElbarto prosto z sesji do okładki Sierżanta PieprzaTeskko wyraźnie zmęczony.Niko rusza płytami. Jesus definitely lovs him.MentalskiMateusz ze Slam Dunk w czapce, którą każdy imprezowicz chciał przymierzyć.Bliżej nieznani mi osobnicy, z których jeden miał świetną czapkęJick MaggerMe again.Invent Mental, Bagietka i Barto - so sweet !z Funkoffem i J-SonemDymek aka Eh!Marine - najwyższy człowiek na imprezieBarto i BuszkersBom ubrał też koszulkę z Threadless ale miał to szczęście, że nie trafił na żadego xeroboja.Barto