15 lut 2009

KSIĄŻKA: J.M.G. LE CLEZIO - "URANIA"




It's been a long time...Dawno nie wklejałem niczego o książkach. Ostatnio, co muszę przyznać z żalem, miałem ochotę tylko na gazety, dłuższa formą męczyła mnie niemiłosiernie ale jakoś się przełamałem tym bardziej, że rzeczona "Urania" to tylko nieco ponad 200 stron prozy w dość dużej czcionce.

Z dużą ostrożnością podchodzę do laureatów literackiego Nobla. Często gęsto okazuje się bowiem, że owi mistrzowie pióra to zwykli hochsztaplerzy zawdzięczający swój fejm i nagrody li tylko politycznym (czyt. lewicowym) przekonaniom, zaangażowanie w jakieś projekty ekologiczne, orientację seksualną bądź ostentacyjny feminizm. Przykłady negatywne można mnożyć ale są też w ostatnich latach chwalebne wyjątki, gdzie komisja noblowska odkrywała przed nami prawdziwych arcymistrzów pióra, o których istnieniu wiedziała jedynie garstka koneserów (mówię tu przede wszystkim o Pamuku i Coetzee).

W wypadku Le Clezio, autora, o którym kiedyś Gombrowicz powiedział "On nie zrobi kariery, jest za ładny" można powiedzieć tyle - średnio zdolny pisarz, którego twórczość spływa po mnie jak po kaczce. "Urania" bowiem to powieść o utopijnej komunie gdzieś w Meksyku, której mieszkańcy żyją w zgodzie i symbiozie z naturą, posiadają swój metajęzyk. Stworzyli istny raj na ziemi. Oczywiście ten raj zaczyna wadzić potężnym grupom interesu chcącym wysiedlić "hipisów" i wybudować na ich terenie nowe wille, do czego de facto dochodzi. Takie alarmistyczne i łopatologiczne powieści pisane pod hasłami "Ratujmy ziemię", "szanujmy śwat i jego zasoby", totalnie do mnie nie przemawiają. Takim książkom brakuje jaj, kopa, elementu zaskoczenia, pierwiastka nieprzewidywalności. Ogólnie warto zapoznać się z twórczością każdego noblisty, choćby po to, żeby mieć własne zdanie. Ta książka nie jest zła, jest po prostu nijaka.

Brak komentarzy: