Skoro był już elokwentny J-son to musi się znaleźć mój równie wygadany przyjaciel Funkoff, druga część Strictly Business. Jarek zgodził się na przedstawienie swoich typów mijającego roku a zrobił to z przytupem i świetnym stylu. Funkoffa & J-sona kilka razy propsowałem już w tym roku, nie z niskiego nepotyzmu ale ze szczerej podjarki twórczością i działalnością chłopaków. Na Stare Milion FTW !!!!
Dokładnie tak jak rok temu przewidywali moi bliscy koledzy, ostatnie 12 miesięcy zdominowała muzyka house - w najróżniejszych, ale zazwyczaj głębokich, odmianach. Nie żadne tam nu-disco jak chcieliby niektórzy, tyko house. Czy to w postaci powolnych przeróbek starych utworów soulowych, czy stechnicyzowanych "lokomotyw" pędzących z Berlina do Detroit, czy retro stylizacji wypełnionych krótkimi riffami fortepianu, house ad 2009 czerpał garściami z tego co wymyślono i przetestowano w światowych stolicach muzyki lata temu i rozwijał te pomysły z dobrym skutkiem. Nie zamierzam jednak z kronikarskiego obowiązku podawać długiej listy singli i labeli, które wymienić w tym miejscu należy (MCDE, Running Back, TBD etc.). Takie listy, podsumowujące "the sound of 2009" z łatwością znajdziecie tu i ówdzie w internecie - choćby na Resident Advisor. Maciej B. którego lubię i cenię poprosił jednak o moje zestawienie, więc oto i one - bardzo subiektywne: Wytwórnia roku to dla mnie bezapelacyjnie Claremont 56. Malutki brytyjski label, będący oczkiem w głowie jego ojców-pasjonatów, podbił serca melomanów i kolekcjonerów płyt na całym świecie. Choć wszędzie pieniądz gorszy wypiera lepszy, panowie z małej brytyjskiej wioski (nazwa labelu to adres Paula "Mudda" Murphy'ego) postawili na jakość przez duże Q. Drobiazgowa dbałość o detale i estetyczną stonę limitowanych wydawnictw, mastering jak spod igły, żelazna konsekwencja w doborze artystów i nagrań, zero kompromisów - oto wszystkie elementy ichniej recepty na sukces. Do tego szeroka paleta zainteresowań - w tegorocznym katalogu C56 znajdziemy zarówno psych-rockowy singiel Holgera Czukaya z Can, garażowe nagrywki ludzi z Liquid Liquid, muzykę relaksacyjna Beduinów mających słabość do disco rytmów (Mudd & Ahmed Fakroun "Drago"), serię uber-sztosowych kompilacji "Originals" z najlepszymi nagraniami pod słońcem jakich nikt nigdy nie słyszał czy też kojący album "Le Suivant" szefów wytwórni. Na takie płyty nie żal wyrzucić plików ciężko zarobionych banknotów. To dzięki Claremont 56 po raz pierwszy od 4 lat kupiłem CD. Singiel roku - House of House - Rushin To Paradise (Walkin' These Streets) // Rough Half (Don't Stop). Przewrotna nazwa duetu zapowiada wszystko: jedna strona brzmi niby jak ibizowy hit, ale poddany wcześniej przeróbce niespełnionego didżeja-amatora na kwasie. Ilość zmył i zagrywek na kontrze do publiki w tym utworze przekracza unijne normy. A na sam koniec dostajemy euforię jak z nielegalnego party w magazynie w Sheffield w 1994. Mniej zdolni wykroiliby z tego kawałka 15 singli, a każdy i tak zabrzmiałby inaczej. Strona B to z pozoru tylko numer, brzmiący jak odrzut z soundtracku do "Miami Vice", ale jak się wsłuchać, to już potem nie da się go wyłączyć. Całość trochę jak ostatni Tarantino - niby komiks dla dorosłych, ale z biglem, z puszczonym okiem, z nieskrywanymi odniesieniami do klasyki ale jednak głębszym podprogowym przekazem. Także za 5 lat włączysz z przyjemnością. Albumy roku - Lindstrom & Prins Thomas - II, Smith & Mudd - Le Suivant. Gdyby Stanley Kubrick zekranizował serię Kajko i Kokosz, część pod tytułem "W krainie borostworów" mogłaby zostać udźwiękowiona pierwsza płytą. Nie bójcie się, jeśli "II" znuży odsłuchiwana w całości. Szum borów o 3 w nocy też potrafi przytłoczyć. Ale w kategorii psychodelia ad 2009 ten album nie ma sobie równych. "Le Suivant" to z kolei genialna muzyka relaksacyjna. Gdyby Thievery Corporation dalej kąsali temat, przynajmniej w tym samym stopniu co na pierwszej płycie, to nagrywaliby teraz, po kilkunastu latach działalności, takie albumy. Ale nie nagrywają, więc ktoś musiał to zrobić za nich. Włącz to pewnym gorącym popołudniem i zobacz sam/sama. Majstersztyk easy listening. Chociaż niektórzy wolą łatkę "balearic". Ja nie - bo z Balearami mam tyle co z mercedesami. Nie wiem, nie byłem. Debiut roku - Floating Points. W tym roku największe tabuny mrówek przechodziły mi przez plecy właśnie przy nagraniach tego dziwaka z Londynu, co to równą miłością darzy osiemnastowieczną operę jak i drum'n'bass, a wyskoczył nagle i niespodziewanie, trafiając od razu na sam szczyt. Czy to oparty na samplach z Sun Ra "For You", czy oparty na samplach odkurzacza "Vacuum Boogie"
czy najbardziej hiciarski "Love Me Like This" dostarczały wzruszeń największych i jako tło do wzruszeń innego rodzaju działały znakomicie. Choć jeszcze za młody na Heroda, Pan Floating Points jak mało kto rozumie, że w muzyce, zwłaszcza tej dens, chodzi o emocje, i dostarcza ich w odpowiedniej dawce.
Jednak największymi bohaterami roku i tak pozostaną dla mnie Mark Seven
oraz Julien Love aka Kebabi Man. Za gust, selekcję, za elegancki styl, za
hobbystyczne, bezpretensjonalne podejście, za diggerską zajawkę, za poczucie
humoru i miłość do nienapuszonej zabawy, za umiejętności i wytrawne ucho
(uszy?), za dojrzałość i młodzieńczą werwę naraz. Za miksy - "A Salute To The Men Of Vauxhall" tego pierwszego czy "Jungle Kebabi" i "I've Been Drinkin" tego drugiego, które były moim soundtrackiem ostatniego lata, potem jesieni, teraz zimy i jeszcze długo się na topie utrzymają. Za składanki, takie jak "Originals vol. 2" gdzie posłuchałem kawałków z płyt, których nigdy nie dotknę. Za edity, takie jak 10 minutowa wersja "Living Together" Jackson 5, spowolniona przez Kebabimana o dobre 6-7 bpm, z wydłużonym w nieskończoność solem gitary i delikatnymi efektami. Bo żadna inna piosenka o miłości nie brzmi tak dobrze w autobusach nocnych. Za ogromną dawkę świeżych inspiracji i za lekcję jak należy grać i traktować muzykę sprzed lat w 2009 tym dwóm Panom ze Szwecji i Australii serdecznie dziękuję.
oraz Julien Love aka Kebabi Man. Za gust, selekcję, za elegancki styl, za
hobbystyczne, bezpretensjonalne podejście, za diggerską zajawkę, za poczucie
humoru i miłość do nienapuszonej zabawy, za umiejętności i wytrawne ucho
(uszy?), za dojrzałość i młodzieńczą werwę naraz. Za miksy - "A Salute To The Men Of Vauxhall" tego pierwszego czy "Jungle Kebabi" i "I've Been Drinkin" tego drugiego, które były moim soundtrackiem ostatniego lata, potem jesieni, teraz zimy i jeszcze długo się na topie utrzymają. Za składanki, takie jak "Originals vol. 2" gdzie posłuchałem kawałków z płyt, których nigdy nie dotknę. Za edity, takie jak 10 minutowa wersja "Living Together" Jackson 5, spowolniona przez Kebabimana o dobre 6-7 bpm, z wydłużonym w nieskończoność solem gitary i delikatnymi efektami. Bo żadna inna piosenka o miłości nie brzmi tak dobrze w autobusach nocnych. Za ogromną dawkę świeżych inspiracji i za lekcję jak należy grać i traktować muzykę sprzed lat w 2009 tym dwóm Panom ze Szwecji i Australii serdecznie dziękuję.
9 komentarzy:
Heloł Panowie Bisti & Funkoff,
Kieruję pod Waszym adresem słowa najwyższego uznania - nie wiem tylko, czy w adekwatnym do tego rodzaju wynurzeń miejscu, czyli pod artykułem podsumowującym wydarzenia muzyczne roku 2009 - za niebanalny styl, lekkie pióra (a raczej kejbordy ;) ) i przede wszystkim oddanie się niszowej tematyce muzycznej.
Trafiłem tu przez przypadek - choć podobno z nich właśnie składa się nasze życie - i pewnie pomnknąłbym dalej, ale moją uwagę przykuł znajomo brzmiący pseudonim FUNKOFF (przewrotnie powiem, że powinien brzmieć FUNKON).
No właśnie skojarzył mi się z artystycznym pseudo autora mega-interesującego, lecz niestety martwego bloga: http://disco-city.blogspot.com.
Wielka szkoda, że autor zrezygnował z dokumentowania swoich fascynacji muzycznych okraszonych muzyką i atrakcyjnie spisanymi obserwacjami otaczającej go rzeczywistości.
Pamiętam, że poza oczywiście tematami stricte muzycznymi, do gustu bardzo mi przypadły lekko i zgrabnie wynotowane przypadki dnia codziennego, dygresje oraz reminiscencje autora sięgające czasów PRL'u.
To był blog na najwyższym poziomie, ale od razu spieszę dodać, że miejsce, gdzie umieszczam ten komentarz, to równie "wypasiony" muzycznie i literacko BLOG :) !!!
Pozdrawia i życzy sukcesów,
Dinozaur z epoki Kapitana Żbika i załogi G ;)
a tak poza tym wielbiciel house (deep, soulful, disco, funky, latino, Chicago & New York old school) oraz klasycznego disco i funky
dziekuje w imieniu swoim i autora. obaj staramy sie trzymac poziom a kazda pozytywna opinia jest miodem na nasze serca. co do bloga disco-city - byc moze "to jeszcze nie koniec" cytujac tedego...pozdrawiam
Witam,
Czytam sobie te Wasze podsumowania i zaintrygowała mnie wysoko oceniona przez Funkoff'a EP'ka HOUSE OF HOUSE - Rushing to paradise 12".
Ponieważ winylami przestałem się zajmować lata temu, zachęcony brzmieniem sampli postanowiłem na Juno "zanabyć" digital version i niestety spotkało mnie małe rozczarowanie, otóż label HOH oferuje wyłącznie postać analogową.
To ci panie ortodoksja. Aż się zasmuciłem, bo traczki są naprawdę przednie.
Mości Panowie, czy dałoby radę zripować tego winylka (np. 320 kbps mp3) i wrzucić pliki wynikowe na jakiegoś hosta.
Zamiast do kieszeni Juno chętnie wpłacę równowartość tego materiału muzycznego + rekompensatę za trud ripowania na jakiś cel dobroczynny,
może macie jakies konkretne konto i propozycję wysokości wpłaty ;)
BTW.
Nie mogę się doczekać, kiedy na Juno pojawi się EP'ka Niko z numerem "Good old days", na chmurce jest wzmianka, że pod koniec roku,
ale mam wrażenie, że jeszcze się nie ukazała. Może macie jakieś pewniejsze informacje.
Pozdrawiam,
Tycjan
musze sie przyznac do ustawicznego piracenia emeptrzy, gdyz rowniez lata temu pozbylem sie wszystkich woskow. moge ci dac house of house, wyslij jeno swego mejla.moze zdaze przed sylwestrem.
he, he, he ... a pokaż mi takiego, kto w dzisiejszych czasach namiętnie interesujący się muzyką klubową/taneczną i uczciwie zarabiający na życie nie grzeszy w ten sposób ;)
Mój email jest taki jak moje - zresztą prawdziwe - drugie imię, którym podpisuję się na tym blogu, a dalej standardowo @gmail.com
A korzystając z okazji, życzę Tobie i współpracującej z Tobą Załodze zdrówka, a zaraz po nim ogromu estetyczno-kulturalnych przeżyć w nadchodzącym roku, .... no i kasy, aby było Cię stać na doznawanie tych przeżyć ;). I ogólnie wszystkiego najlepszego.
Tycjan
poszło.
wspolpracujaca zaloga to ja sam we wlasnej osobie :-)
w kazdym razie dzieki wielkie i nawzajem
pozdrawiam
@tycjan
epka jeszcze nie wyszla, sa pewne opoznienia, jak bedzie w styczniu to dam znac. pzdr.
Okay Niko,
Będę zobowiązany za komunikat w tej sprawie :)
PS.
Przypuszczam, że to Abbey Road Studio przytrzymało Twój materiał na masteringu i stąd proces wydawniczy lekko się wydłużył??
@Tycjan
cos w tym stylu ;]
Prześlij komentarz