skip to main |
skip to sidebar
Moja A. wyciągnęła mnie nieszczęśliwie na to do kina. Film jest jakby remakiem austriackich Funny Games (albo sie nimi ewidentnie inspiruje) ale naprawdę sporo brakuje temu hollywoodzkiemu rzemiosłu do swojego wybitnego poprzednika. Zaczyna się tak: skłócona para ląduje w domku, niestety jak się okazuje - nie są samotni - banda grasujących psychopatów prowadzi z nimi swoistą grę; zamaskowani napastnicy prowadzą ze swoimi przyszlymi ofiarami zmagania prowadzące do nerwowego wyniszczenia - a więc prowokują, robią podchody pod dom, drażnią się, pukają do drzwi, chroboczą, walą siekierą itp. Wszystko trwa raptem 80 minut a końcówka jest tak banalna i bezsensowna, że niszczy cały budowany w trakcie obrazu, nastrój grozy. Irytują papierowi bohaterowie (fatalny powrót Liv Tyler) i ich brak elementarnej inteligencji w obliczu nadchodzącego zagrożenia i horrorowate efekty, męczące swoją powtarzalnością. Strata czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz