26 gru 2009

THE BEST OF 2009: J-SON



Oto następny odcinek sagi. Dzisiaj bohaterem jest J-son z dwuosobowego kolektywu Strictly Business (który tworzy wraz z Funkoffem). Na przestrzeni roku prezentowałem kilka rzeczy z ich obozu, m.in Radio Romans, edit Transport Band czy też gościnny mix dla Cosmic Boogie. $$ specjalizują się z grubsza w obszarze z pogranicza boogie/italo/disco/slo mo/edits/80s. Sprawdźcie ich chmurkę. Ladies & gents:


Czołem,

Dopiero przerwa świąteczna, którą spędzam pod Dublinem, umożliwiła mi w szalenie zapracowanym 2009 roku, stworzenie właściwej perspektywy, aby ostatnie dwanaście miesięcy sensownie podsumować. Zestawienia dokonałem w typowych kategoriach, jednak ze względu na bardzo ograniczony w ’09 czas, skupiłem się jedynie na highlight'ach kultury, a w muzyce na rzeczach, które miałem okazję szerzej prezentować grając imprezy lub ewidentnie weszły mi w głowę. Nie jest żadnym odkryciem, że towarzyszy nam nadmiar dostępnych treści i tworzenie zestawień typu Top 10 nie jest miarodajne, ponieważ oglądamy i słuchamy tysiące utworów i część tych wartościowych wypada nam z głowy przypadkiem, a część nie mieści się w pierwszej dyszce. Ja na swojej liście umieściłem pozycje najbardziej dyskutowane i budzące najwięcej emocji. No to jedziemy...

Najlepsze single 2009:

Red – I Should Tell Ya Momma On You (Dam-Funk remix) (za nieprawdopodobną historię zawartą w tej 7".)

Ilija Rudman - Casual Joys (za prawdziwą k**wa house'ówę.)

6th Borough Project - Do It To The Max (slo-mo joint no.1!)

House Of House - Rushing To Paradise (Walkin' These Streets) (za klimat, za konstrukcję, za czas trwania. DJ Harvey remix has just arrived! ;-))

Shit Robot - Work it Out (+ Todd Terje remix na równi z oryginałem. Genialny singiel ze świetnym tekstem dla wszystkich korpo-niewolników "Commuter Fantasy" AD 2009.)

Mayer Hawthorne - Maybe So, Maybe No (no i co, że cover? no i co, że album poniżej oczekiwań? Dawno nic tak długo nie latało u mnie na repeatcie! Pjona za klip.)

Floating Points - Love Me Like This (niby punktem wyjścia był sam w sobie świetny oryginał autorstwa Reel 2 Real ale to się nazywa wprowadzić świeży powiew.)

Blaq Poet "Ain't Nuttin' Changed" (kolejny przykład na to, że jeśli chcesz zostać Najczarniejszym Czarnuchem Nowego Jorku, MUSISZ mieć bit od Preemo. Jedyny producent, którego patent nie ma prawa się znudzić. NIGDY.)

The Jayson Brothers - All my Life (Z całej rodziny produkcji MCDE ten slow-roller jakoś najbardziej zapada w pamięć. Bardziej detroit’owy niż sami producenci z Motor City, Danillo Plessow, czy się go lubi czy nie, namieszał w 2009 bez dwóch zdań.)

Social Disco Club & Maia - The Way You Move (Greg Wilson Version) (Wyróżnić Grega za pojedynczy numer to rzecz trudna, tym bardziej, że jego ingerencja często jest kosmetyczna. Tak jest i tutaj ale dopiero jego „touch” powoduje, że ten numer ma u mnie status najbardziej hipnotycznego jointa mijającego roku.)


Wyszły w 2008 ale były ostro grzane w 2009:


Runaway - Brooklyn Club Jam (piano, piaaaano, pianooo! i congi. pam-para-pam-pam, pam-para-pam-pam.)

Evidence - The Layover (po cichu postawiłem na swoim lubionym raperze krzyżyk, a tu taka bomba na koniec 2008, kozak!)

Nick Chacona & Anthony Mansfield - Oh Snap! (Greg Wilson remix) (Niby muzycznie nic wyjątkowego ale był to mój ulubiony parkietowy killer w 2009. Electro-funk FTW!)


Wyróżnienie specjalne:


Joy Orbison - Hyph Mngo (Nie mam kompletnie czasu na eksplorowanie sceny „nu beats”, nad czym cholernie ubolewam ale obok tego gwoździa nie da się przejść obojętnie. Must have on wax.)


Najlepszy album 2009:


Linkwood - System (Nie jestem kompetentny, aby robić szerszy ranking tej kategorii bo w tym roku na albumy kompletnie nie miałem czasu. "System" wyróżniam za eklektyzm oraz estetykę samego wydawnictwa. Polecam!)


Najlepsze kompilacje 2009:



Dimitri From Paris - Night Dubbin'

DJ Spinna - The Boogie Back

Dwóch tuzów, dwa środowiska, jedna oficyna. Wydane nakładem BBE składanki to skarbnica wiedzy na temat muzyki tanecznej pierwszej połowy lat ‘80. DFP zebrał same dub wersje klubowych sztosów utrzymanych w stylistyce garage house, a DJ Spinna pół roku później wziął się za bardziej "street'owe" boogie i electrosoul. Definitely my type of sound.

Najlepszy DJ mix 2009:

Ta kategoria zajęła mi chyba najwięcej czasu. Jak wybrać ten jeden najlepszy mix skoro z samego obozu OOFT (slo-mo blog) dostawaliśmy 2-3 mixy miesięcznie? Uznałem, że na wyróżnienie zasługuje więc set, który pasuje do filozofii przyjętej przeze mnie i Funkoffa na release'ach Strictly Business, czyli „dig deeper”. Wyróżnienie w tej kategorii za 2009 rok postanowiłem przyznać duetowi James Pants i Dam-Funk za "Chart-Toppers". Mając dostęp do Serato i promosów kolegów, nie sztuka dziś ścigać się na prezentowanie nowości. Panowie jako zdeklarowani fani boogie sound, postanowili nagrać set zawierający same muzyczne... kwasy. Ich mix jest totalnym żartem i czuć to od samego początku. Już intro, w którym pojawia się wokalny „hosting” panów JP i D-F na cheese'owym efekcie dziada, nie pozostawia złudzeń. Same piosenki to jakieś garażowe odrzuty, muzyczne wybryki, nigdy nie prezentowane poza zakładowymi radiowęzłami i lokalnymi rozgłośniami Nevady. Rewelacja.

Najciekawsze labele 2009:

Kolejna trudna kategoria. Interesując się szeroko muzyką taneczną, ciężko nie zauważyć ogromu pracy i jakości wydawnictw z wielu wytwórni. W zestawieniu wpisuję jednak mniej lub bardziej oczywiste stajnie, które z jakiegoś powodu zapadły mi w pamięć.

Instruments Of Rapture (Za zdefiniowanie sceny slo-mo house/slo-mo disco)

DFA (Za pozycję lidera i bezsprzecznego trendsettera muzyki dance. Brawo!)

BBE (Za wymienione wcześniej kompilacje)

Stones Throw (Za odświeżenie skostniałego wizerunku. Dam-Funk, Mayer Hawthorne, Red - bezsprzecznie o tych artystach mówiło się najszerzej)

Super Value Special Edits (Niby to tylko edity, niby na jedno kopyto, niby na znanych oryginałach ale pokażcie drugą tak konsekwentną serię wydawaną własnym sumptem i tylko na winylu)

Disco Deviance (Podobna sytuacja: ograne do bólu oryginały, tylko kosmetyczne zmiany ale z jakiegoś powodu cały DJski światek ślini się na każdy kolejny placek ze stajni DD. Vinyl only.)

Ciężko także przejść obojętnie obok takich marek jak: Prime Numbers, Mule Musiq, Bear Funk czy Funky Chocolate / First Choice. Kawał dobrej roboty.

Najlepsze eventy 2009:

Festiwal:

Audioriver 2009 (Trochę zbyt techniczny line-up ale wielka pjona za organizację, lokalizację oraz przybyłych znajomych liczonych w setkach. Trzymam kciuki!)

Impreza klubowa ogólnie:

detroitZDRóJ pres. Carl Craig w Klubie 55 (Muzycznie ponownie nie do końca moja bajka ale poziom profesjonalizmu organizacyjnego bshosy i ekipy zasługuje na wielkie brawa. Tego wieczoru poczułem, że nie mamy się czego wstydzić, "Piątki" to klub na europejskim poziomie, a przybyli ludzie wiedzą po co przyszli.)

Własna impreza:

Na Stare Milion prezentuje: Cosmic Boogie w Balsamie (Problemy techniczne przez przypadek przyniosły najlepsze z możliwych rozwiązań: całonocny set back2back z brytyjskim gościem w iście oldschoolowym stylu. Konkurowanie na miksy, ciągłe dogadywanie i żartowanie, oklaski, pełna integracja i zbijanie piątek z genialnie reagującą publiką. Ta noc przywróciła wiarę.)

Najlepsze filmy 2009:

Z braku czasu i weny nie miałem nawet okazji, żeby piracić filmy i seriale z sieci, dlatego 90% tego co miałem okazję obejrzeć widziałem kinie. Nie było tego niestety dużo ale za to było jakościowo.

Film zagraniczny:

Bękarty Wojny (Za wszystko. Mistrz powrócił.)

Film polski:

Dom Zły (Za efekt porównywalny do dzieł mistrza, o którym mowa wyżej. "Wesele" było świetne, "Dom Zły" jest rewelacyjny, czekam co będzie dalej!)

Najlepsza książka 2009:

Leopold Tyrmand - "Zły" (Moją największą bolączką jest brak czasu na lekturę. Kiedyś okazją była jazda ZTM ale odkąd posiadam własne 4 kółka w zasadzie jedynie kupuję książki i stawiam je na półce. Nigdy nie śledziłem literackich bestsellerów, a na nowe powieści czekam jedynie u Pratchett'a, dlatego najlepsza książka przeczytana w 2009 ma już ponad pół wieku. "Zły" to jakość sama w sobie, a dla osoby śmigającej ulicami stolicy o każdej porze dnia i nocy to pozycja obowiązkowa, nie ma tu miejsca na zagłębianie się w mnogość jej pozytywów.)

Spostrzeżenia 2009:

+ Od początku roku otworzyło się w stolicy kilka ważnych miejsc: Warszawa Powiśle, 1500m2, Powiększenie, Nowy Wspaniały Świat. Mam nadzieję, że się utrzymają, a osoby odpowiedzialne za ich ramówkę i wizerunek wyciągną pewne wnioski.

+ Slo-mo house/slo-mo disco - zjawisko przez jednych wychwalane, przez innych uważane za dziwną nową nazwę dla deep house'u, a przez krytyków uznane za zwykłe zamulanie. Dla mnie to bardzo fajne uzupełnienie kolekcji, jak każdy gatunek mający pozycje lepsze i gorsze, oryginalne i wtórne. Grunt, że imprezy nie trzeba zaczynać i kończyć na 120 bpm. Mnogość editów i remixów popełnionych przez największych tego środowiska, skupionych wokół bloga OOFT, jest ciężka do wymienienia i pojedynczych wyróżnień. No dobra, jeden wymienię: świąteczny Wham! - Last Christmas (Diana Dub), który moja mama skwitowała po dwóch minutach od rozpoczęcia: "Rafał, płyta się zacięła!" ;-)

- Stołeczna publika. Ilość inicjatyw kompletnie nie idzie w parze z odzewem tutejszej młodzieży. W 2009 roku dzięki ekipom Handclap, detroit ZDRój czy Arturowi8 mieliśmy okazję oglądać występy artystów prezentujących najświeższe trendy w światowej muzyce tanecznej, niestety reakcje nie zawsze były takie jak organizatorzy by sobie tego życzyli. Szkoda.

- Wspomniany przeze mnie wcześniej nadmiar dostępnej i atakującej zewsząd treści vs. możliwości percepcyjne spowodował, że w 2009 ciężko było już kogokolwiek zainteresować swoją pracą. Nie wiem jak ale ludzie muszą zacząć w jakiś sposób filtrować i profilować docierające do nich informacje.

 - / + Polski rap umarł. Mimo podzielonych opinii jestem zdania, że na zachodzie wychodzą jeszcze pojedyncze fajne płyty. U nas jest dno. Jedyne albumy, którymi się w tym roku zajarałem to Ten Typ Mes – „Zamach na przeciętność” oraz Mardi Gras – „Podaj Dalej”. Single, które zapadły w pamięć to zrobiony dla jaj „So Amazing” Muflona i poważny ale prawdziwy „Nie Mówię Szeptem” Pjusa. Osobną kategorię natomiast stanowi…

:-) - Beef TDF vs. Rychu SoLUffka - Tede to mój idol w rozkręcaniu dymów. 33 letni battle mc, który jak kogoś nie pojedzie to chodzi chory... i dobrze! Jego siły i pomysły wydają się niespożyte, a kolejne produkcje faktycznie podnoszą poprzeczkę. A/H24N2 FTW!, a "cała Polska dziś się śmieje..."

9 komentarzy:

tymoteusz davis pisze...

tez chce miec swoje podsumowanie roku u bistiego haha!

niki nik pisze...

ja jebie rafal, ty to jak sie rozpiszesz... ;)

Raf pisze...

Święta to okres wielkiej nuuudy tu na zadupiu Europy więc i czas na przemyślenia był. Może sam wypadłeś z dziennikarskiego drygu i nie umiałeś się rozwinąć MALKONTENCIE :P

PS. Maciej, popraw te pozjadane przyimki proszę!

nik pisze...

no wypadlem wypadlem juz dawno temu, za to ty chyba rozminales sie z powolaniem ;P ;)

Raf pisze...

nie mów hop, z czekolady się już wypisałem... ;-)

Raf pisze...

btw. miłej zabawy w Berlinie! Maciek coś mówił, że jakiś jest after u Ciebie w Nowy Rok z lineupem z piątek... :P

Bisti pisze...

hahaha, magda dostałaby zawału ;-) a misiek by oszalał jak rychu solufka.

Mikołaj pisze...

wezcie nie straszcie mi tu dziewczyny ;)

Bisti pisze...

narzeczona tolerancyjna imho, duzo zniesie