18 sie 2008

Weekend w Toruniu



Tym razem będzie to relacja raczej "sucha" niźli fotograficzna, jak to było w przypadku pobytu w Warszawie. W Toruniu zjawiliśmy się z prostego powodu - ślub kuzyna. Wybrał termin piątkowy gdyż zaczynał długi weekend = dzień wolny. Miasto przywitało nas okropną szarugą i bezczelną ulewą, najgorszą chyba w ciągu całego okresu letniego. Podczas podróży ultrawygodnym PKS-em zadzierzgnęliśmy znajomość z inną parą, która, jak się okazało, również wybierała się na ślub kuzyna - Jacka. W ogóle były niezłe jaja, bo z moją Agnieszką udało nam się kupić 2 ostatnie bilety. Wolę nie myśleć co to by było, gdybyśmy się nie dostali na pokład autokaru (dramat, raczej). W samym Toruniu zatrzymaliśmy się u mojego bardzo dobrego kolegi Radka. Ślub odbył się w kościele św. Jakuba na Nowym Rynku, ceremonia spoko, tylko na maxa się wynudziłem, ponieważ dawno temu zakończyłem swoje związki z szacowną instytucją rzymsko-katolicką i każdy dłuższy pobyt w takim przybytku to dla mnie nie lada wyzwanie (ztj . tortura) . Panna młoda ładna, pan młody również. Po zaślubinach na dziedzińcu zostały wypuszczone 2 gołębie, państwo młodzi obsypani miedziakami (od razu pojawiła się lokalna żuleria, która składając życzenia pannie młkodej uprzejmie poprosiła o pozwoleństwo pozbierania wszystkich monet, co też uczynili skrzętnie). Wręczyliśmy swój w miarę oryginalny prezent (zestaw talerzy z Fistaszkami ) po czym odjechaliśmy do wypasionego hotelu Helios Mercure . Tam czekały już na nas wszelakie frykasy - świetny szampan, wóda Pan Tadeusz, Żubrówka, mnoga ilość whiskey, torty, ciasta i kapitalne potrawy (np. pierś w sosie kurkowym, mniam). Kapela weselna była jedynym zgrzytem ( repertuar biesiadno-oldskulowy) ale rozumiem, że trzeba zachować tradycję (marzy mi się takie wesele z DJ'em i progresywaną - w miarę - muzyką na przekór żądaniom rodziny i róznym konwenansom), tak samo nie jestem fanem wszystkich tych konkursów i toastów. By the way - był nawet toast "sto lat" wykonany po holendersku przez jakąś nietrzeźwą raczej panią. Zwinęliśmy się w miarę wcześnie. Po drodze zawinąłem jedną żubrówkę pod pachę zamierzając ją rozpracować w domu z Radkiem ale niestety zamiary przerosły moje siły. Zasnąłem oglądając Polskie Kroniki Filmowe na Kino Polsce. Jedynym momentem gdzie jako tako się wybudziłem był fragment kroniki z nagraniem wykorzystanym w "Armageddonie" Molesty. Po tym na chwilę sie pobudziłem ale w rezultacie szybko zasnąłem. Udana impreza. Amen

Jako bonus nowy numer Clipsów z Joss Stone, tytuł wpasowuje się idealnie w klimat wesela.

Re Up Gang feat. Joss Stone - Celebrate


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tam czekały już na nas wszelakie frykasy - świetny szampan, wóda Pan Tadeusz, Żubrówka, mnoga ilość whiskey, torty, ciasta i kapitalne potrawy (np. pierś w sosie kurkowym, mniam). Maciej Ty smakoszu! Swoją drogą sam zastanawiałem się jaka będzie oprawa muzyczna na moim weselu. Ciekawy temat!

Bisti pisze...

no to jest temat rzeka. Polskie wesela cierpia na przypadlosc pt. "zgrzebosc" i "wiernosc tradycji". Czesto sa fajne lokale z super zarciem a wiesz, zaproszona jest kapela typu kibord i wokalistka co jest totalna wiocha. czesto gesto panstwo mlodzi sa zmuszani do tego zeby kapela byla. ech, zycie.

Anonimowy pisze...

sam swego czasu sezonowo pracowałem jako kelner w dość dobrze prosperującej restauracji, która żyła głównie z organizacji takich imprez. podczas trzech miesięcy pracy tylko raz zdarzyło mi się obsługiwać wesele, na którym był grany jazz i soul. ludzie się dokumentnie nie bawili. smutne.

Bisti pisze...

no ja do tej pory nie bylem na zadnym weselu , na ktorym ktokolwiek by zerwal z muzyczna sztampa. to wszystko kwestia gosci tez. pamietam jak na poprawinach kilka lat temu bawilismy sie do muzyki ktora sami puszczalismy z cd i to bylo chyba najlepsze. na tym samym weselu spity spirytusem bawilem sie w najlepsze tez do hitow a la boys czy bayer full wiec reguly chyba nie ma...